piątek, 31 sierpnia 2012

14 días

Jestem tu już czternasty dzień i cały czas mam wrażenie, że zaraz wrócę do Polski, położę się w swoim łóżku, zostanę obudzona przez swojego małego brata, spotkam się ze swoimi przyjaciółmi, stworzymy jakieś kolejne super wspomnienie po czym wrócę późno do domu i obudzę mamę, żeby jej powiedzieć, że dotarłam bezpiecznie... A tu psikus! Przez ten rok nie zaznam żadnych z tych rzeczy! I o dziwo, w ogóle nie tęsknię. Jeszcze.

Długo nie pisałam, bo co się dobierałam do ipada to ktoś dzwonił na skypie, z kimś pisałam albo po prostu zasypiałam. Teraz opiszę po trochu wszystkie dni, żebym nie zapomniała. A! I od polowy tego posta (czy tez w tym zdaniu) nie ma polskiech znakow, bo iPad odmowil mi pisania tak dlugiego posta, wiec musialam uzyczac komputera Janet lub laptopa Olivii...

NIEDZIELA, 19 sierpnia

Rano poszliśmy z Janet i Markiem na coroczny piknik kościoła baptystów. Był zorganizowany w parku nad rzeką (przez Salem przepływa Willamette River i nie jestem pewna czy jest to jedyna czy też jedna z rzek w Stanach płynących z południa na północ). Piknik rozpoczął się od występu grupy muzycznej z kościoła, która śpiewała piosenki religijne. Oczywiście wszyscy śpiewali razem z nimi. Potem było kazanie pastora Marka, który cały czas powtarzał, że życie dane nam przez Jezusa jest jak ciąża - 9 miesięcy może okazać się męczarnią ale na końcu zawsze otrzymujesz coś tak pięknego, że te wszystkie cierpienia idą w niepamięć (dojście do tej konkluzji zajęło mu godzinę). Po kazaniu przyszedł czas na jedzenie. Otóż każdy przyniósł coś do jedzenia i kładł to na jeden z czterech niesamowicie długich stołów. Do wyboru były hamburgery, hot-dogi, przeróżne sałatki (większość stanowiły ziemniaczane) oraz ciasta, ciasteczka, chipsy... Aha! Wszyscy których widziałam z hamburgerami na talerzach mieli też chipsy - dziwne to dla mnie, ale tutaj jedząc hamburgera zagryzają go chipsami. Po jedzonku rozmawiałam z Markiem o Indianach, różnicach między Europą i Stanami itd. A jak skończyliśmy poszłam grać we frisbee z jakimiś chłopakami z collegu. Wieczorem poszłam biegać i się zgubiłam w jakiś uliczkach bo nie mogłam znaleźć takiej która by nie była zakończona. No i pobiegłam też do swojej przyszłej szkoły - jeju, jest tak ogromna, że nawet nie próbowałam jej okrążyć tylko zawróciłam do domu. Ale jako że szkoła znajduje się na wzgórzu, widok na całą dolinę jest PRZEPIĘKNY.

każdy ze śpiewniczkiem

w tyle zespół z kościoła

pator Mark - uwielbiam go! jest przezabawny :D

z Markiem i Janet

każdy kogo poznałam nakładał mi swoje ciasto do spróbowania

skajpaj

PONIEDZIAŁEK, 20 sierpnia

Nadszedł koniec bycia samym w moim malutkim pokoiku! Samolot Olivii miał przybyć pół godziny przed czasem, więc bradzo raniutko wyruszyliśmy bo do Portland się jedzie ok godziny. Śniadanie zjedliśmy na lotnisku - w fast foodzie Wendy's hamburgera z bekonem i jajkiem (wtedy sobie pomyślałam, że jeżeli nadal tak będzie, że jeden hamburger każdego dnia to nie wiem czy przy powrocie do Polski nie będę potrzebowała podwójnego miejsca w samolocie). Olivia przyleciała 3 dni po mnie bo jej organizacja zorganizowała jej wycieczkę do Nowego Jorku. Wracałyśmy do Salem z Janet bo Mark od razu z lotniska wyjechał na wybrzeże do pracy i nie będzie go do czwartku. Olivia nie mówiła za dużo w drodze powrotnej bo miała spore trudności z angielskim, ale później się rozkręciła. Rozpakowanie zajeło jej mniej czasu niż mi i zaraz po tym pojechałyśmy z Janet kupić telefony. Okazało się, że nie mogę używać swojego polskiego telefonu bo wymiana karty SIM kosztuje więcej niż kupno nowego telefonu (chlip, chlip). No więc z Olivią mamy teraz amerykańskie numery (są dłuższe o jedną cyfrę hihi). Po południu poszłyśmy z Olivią pozwiedzać okolicę i doszłyśmy do szkoły. W sumie myślę, że jesteśmy podobne do siebie więc czeka nas super rok.


czekając na Olivię


widok z Titian Drive (drogi do szkoły)

uczniowie naszej szkoły nazywani są "tytanami" i ulica właśnie
od tego została tak nazwana

West Salem High School, które posiada pięć skrzydeł!

a takie pole mamy przed szkołą!





WTOREK, 21 sierpnia

Gdzieś w porze lunchu przyjechały do nas Ashley, Courtney i Madeline. Madeline to najlepsza przyjaciółka Olivii, która też jest exchange student z Francji no i tak się złożyło, że obie trafiły do Salem. A Ashley była najlepszą przyjaciółką Dory (poprzednią exchange student Janet i Marka). No i siedziałyśmy wszystkie na tarasie, rozmawiałyśmy przez jakąś godzinę, później pojechałyśmy do nich do domu by zjeść lunch i poznałyśmy ich brata Andrew z collegu. W sumie długo z nim rozmawiałam bo naprawdę był zainteresowny Polską i był pierwszą osobą tutaj która mnie o Polskę wypytywała. Po moim skakaniu na ich trampolinie i bieganiu na bieżni (o mało się nie zabiłam bo oczywiście ustawiałam sobie najwyższy poziom a Ashley zamiast mi pomóc i wyłączyć to piekielne urządzenie leżała na ziemi i się śmiała) pojechałyśmy na odkryty basen do klubu golfowego. Pływałyśmy, opalałśmy się i tak dalej. W drodze powrotnej śpiewałyśmy w niebogłosy, a jakże!

z Courtney i Ashley


ŚRODA, 22 sierpnia

Raniutko poszłyśmy z Janet do szkoły, żeby wybrać przedmioty. Miałyśmy 7 do wyboru ale musiałyśmy zaznaczyć więcej gdyby na te nasze główne 7 nie było miejsca. Wybrałam angielski, biologie, matmę (zaawansowaną algebrę z geometrią), hiszpański IV, drama, psychologię i amerykańskie prawo a jako dodatkowe astronomię, fotografię, amerykański rząd, przemowy, wstęp do debat, aerobic fitness i indywidualne i drużynowe sporty. Na niektóre przedmioty jak np. na chemię nie mogłyśmy się zapisać bo nie miałyśmy skończonej biologii I. A ja już wiem, że będę starała się zmienić amerykańskie prawo na historię Ameryki. Janet nie pozwoliła mi wybrać historii bo powiedziała, że ona jest zaawansowana i raczej nie dla wymieńców więc mogę wybrać historię Europy, II wojny światowej lub taką od końca drugiej wojny do roku 60. A no i jest jeszcze historia Ameryki ale dla uczniów dwujęzycznych, czyli jest po hiszpańsku. I dobrze, jak tylko dostanę swój Plan to powalczę o tę historię dla zaawansowanych (na przekór temu co mówiła Janet, bo ona nam polecała tylko takie przedmioty z którymi nie ma za dużo pracy) a jak nie to wybiorę tę po hiszpańsku. Mogłyśmy się jeszcze zapisać na polekcyjny sport. Tu jest tak, że co 3 miesiące do wybioru są inne sporty. Na najbliższe miesiące jest cross country (czyli bieganie), siatkówka (już nie było miejsca) i wrestling (to jest to!). Olivia wybrała bieganie, ale tu za każdy sport w barwach szkoły płaci się 150$ a jako że nie miała takiej sumy przy sobie to nie mogła zacząć od następnego dnia. Ja nie zapisałam się na nic, bo nie po to taszczyłam ze sobą przez pół świata sprzęt szermierczy by po szkole robić coś innego niż szermierkę. Potem pojechałyśmy do sklepu kupić Olivii buty do biegania. Ceny butów są niższe jak patrzyłam, ubrań też ale to zależy od marki itp. Po południu podjechałyśmy do klubu szermierczego w Salem, by porozmawiać z trenerem z którym pisałam jeszcze w Polsce. Okazał się być kobietą. Ale i tak jej nie było. Rozmawiałyśmy natomiast chyba z matką założycielką, która jest tu trenerem i jej dwóch synów też są trenerami w tym klubie. Klub nowiutki, bo przenieśli się dopiero miesiąc temu ale jest dużo do zrobienia (malowanie ścian itp.). W każdym razie mogę przychodzić codziennie od 16:30 do 20:30. Powiedzieli tez, ze dobrze trafilam, w Oregonie maja najlepszych szermierzy w Stanach hihihi
Zaraz po spotkaniu w klubie, poszlysmy z Janet na spacer do Minto Brown Park nad rzeka. A wieczorem wszystkie trzy ogladalysmy Krola Lwa i kazda z nas spiewala "Hakuna Matata" i inne piosenki w swoim jezyku :)

Olivia wybrała tak jak ja: angielski, matmę, biologię
ale oprócz tego rysunek, francuski i historię XX wieku

hahahah zbierałyśmy poziomki


Salem Fencing Club i ich jedna jedyna plansza, ale za to jaka!



Olivia zrobiła zdjęcię i wysłała do mamy: "patrz! sprzedają tu warzywa!"

w parku nad rzeką

super Łukasz

Janet ma zabawny zwyczaj zbierania kamyków skądkolwiek

Janet, Łukasz i Olivia <3


CZWARTEK, 23 sierpnia

Jako, ze Janet od dzisiaj wrocila do pracy (jest opiekunka dzieci w przedszkolu) to zostalysmy same z Olivia. Rano poszlysmy biegac po tych oregonskich pagorkach, a przez reszte dnia sprzatalysmy dom na blysk, zeby Mark byl mile zaskoczony po powrocie znad oceanu. Jak wrocil, pojechalismy do marketu, zeby kupic hamburgery i o 17 przyjechala kuzynka Janet z narzeczonym. Jak sie okazalo Erin i Eric objechali cala swoja rodzine w Oregonie i wracaja do Californi do collegu. Zrobilismy sobie z nimi grilla a o 19 Janet odwiozla mnie i Olivie do domu pastora Marka, gdzie bylo spotkanie grupy mlodziezy z ich kosciola. Bylo jakies 10 osob, wiec podzieli nas na druzyne zenska i meska i gralismy w "bigger or better". Polegalo to na tym, ze musilismy biegac od domu do domu i pytac sie ludzi czy maja cos wiekszego lub lepszego od... no wlasnie, kazda grupa zaczynala od spinacza do papieru. Po ustalonym czasie my wrocilysmy z 20$, kilkoma pudelkami ciastek i platkow sniadaniowych oraz jakas zabawka. Nie mogla uwierzyc, ze wszyscy ludzie do ktorych zapukalismy cos nam dawali. Ale nasze ciastka i pieniadze to nic w porowaniu z tym co przyniesli chlopcy. Otoz ktos dal im plazme. PLAZME. Oczywiscie, ze wygrali. Pozniej bylo jedzenie i kolejna gra. I tak jakos czas nam zlecial do 22. Bylo naprawde super, bo poznalysmy sporo osob, duzo rozmawialysmy i caly czas sie prawie smialysmy.

okolica




powrót Marka

tym razem Olivia masterem grilla



omomomomom


PIATEK, 24 sierpnia

Na zupelnym chillu. Wyspalysmy sie, biegalysmy, rozawialysmy na skypie... O 16:30 pojechalam na trening. Jejciu! Wszyscy byli tam tak mili. Rodzice innym sie na mnie rzucili z pytaniami czy nie bede moze potrzebowala podwozek, skad jestem i tak dalej. Poznalam Isabel i jej mame Christie. Obie sa szpadzistkami i 2 razy w tygodniu jezdza na dodatkowe treningi do Portland, jednego z podobno lepszych klubow w Oregonie. Christie zaproponowala, ze bede mogla z nia jezdzic bo Isabel za tydzien zaczyna college (dostala sie na Princeton!). Poza tym jeszcze poznalam jednego piecioboiste z collegu w Salem, ktory za tydzien bedzie w Polsce w Drzonkowie - czyli tam, gdzie ja bylam 2 razy na obozie szermierczym. Swiat jest maly jednak... Ogolnie to byl moj pierwszy trening od konca maja, wiec szlo mi naprawde roznie. Z wszytskimi wygralam (nawet z trenerem huhu) ale Isabel mi wygrac nie dala. Widzialam tyle swoich bledow, ze stwierdzilam, ze musze sie ostro do pracy wziac. Po treningu, jako ze bylam cala obolala siedzialam z Janet i Olivia w hot tube, dzieki czemu moja zakwasy kolejnego dnia pewnie nie byly az tak bolesne.



SOBOTA, 25 sierpnia

Janet i Mark maja weekendy wolne. Rano Janet nas zabrala na wyprzedaze garazowe. Tyle ich bylo! Na kazdym slupku byly inne znaki prowadzace do roznych wyprzedazy. Ludzie wystawiaja rzeczy, ktorych juz nie potrzebuja jak np. stare deski snowboardowe, stoly, naczynia, zabawki czy ubrania. Dzieci czasem sprzedaja ciastka i lemoniade swojej roboty. Nic nie kupilysmy ale calkiem ciekawie bylo zobaczyc co na takich wyprzedazach ludzie wystawiaja. Okola poludnia wybralismy sie do prawie sasiedniej miejscowosci na festiwal kukurydzy. To bylo chyba moje najbardziej amerykanskie przezycie dotychczas. Masa ludzi, masa stoisk z bizuteria i innymi rzeczami wlasnej roboty, masa jedzenia i oczywiscie masa kukurydzy. A kolejka po taka kukurydze w kolbie byla na godzine spokojnie. My sie ustawilismy w kolejce po goraca kukurydze a jako ze bylismy pierwsi po ok 15 minutach za nami byla taka kolejka jak po te kukurydze w kolbach. Czekajac na nasza kukurydze Janet kupila nam naszego pierwszego amerykanskiego donuta i jeszcze kawalki swinki z grilla a po kukurydzy, mimo ze dokladnie podziekowalysmy z alody i tak nam je kupila. Tucza nas tu. Pewnie chca zebysmy sie wtopily w tlum. Wychodzac z festiwalu zgarneli mnie i Olivie do kunkursy na rzucanie jajek. Chodzilo o to ze mialysmy rzucac jajkiem miedzy soba i nie moglysmy go upusic. Przegralysmy, bo za przecenilam wzrost Olivii :D

garage sale

festiwal kukurydzy

pierwszy donut hahaha

ribs!


my byliśmy na początku tej kolejki po prawej stronie


wierzcie mi, że kobiety przychodziły nawet z wózkami na dziecko
by kupić pare pak kukurydzy




a to jakiś konkurs na szukanie czegoś w sianie

rzucanie jajkiem

hahah moje ulubione! moment, w którym przegrałyśmy

NIEDZIELA, 26 sierpnia

Pojechalismy do Silver Creek Falls - parku z wodospadami! Wybralismy trase, ktora przeszlismy w 4 godziny. Zobaczylismy 9 wodospadow, niestety nie wszystkie bo dziesiaty wodospad uruchamia sie dopiero w zime. Trasa i widoki zapieraly dech w piersiach. Cala ta natura byla przesliczna! Olivia sie bala, bo ma lek wysokosci i czasem wydawalo jej sie, ze zaraz spadnie, wiec co chwile podskakiwala przerazona hahaha Wieczorem ogladalismy "Bucket list" na zewnatrz na naszym tarasie. Zreszta bialy ekran, na ktorym ogladalismy ten film Mark kupil na wyprzedazy garazowej za 5$ :D

w drodze do parku, na tarasie widokowym






moss!

musiałam hihi

pod podwójnym wodospadem




pod wodospadem




a to jeszcze na tarasie widokowym


ja Herkules






próbując zrobić poprzednie zdjęcię Olivii

modelki

ekran z wyprzedaży!


PONIEDZIALEK, 27 sierpnia

Rano przyjechala po nas Ashley, Courtney, Madeline i ich mama i pojechalysmy do Oregon State Fairy. To jest takie wesole miasteczko, ktore przyciaga wszystkich z okolicy. Bylysmy na 4 atrakcajch i na kazdej Olivia zamykala oczy i sie darla w nieboglosy hahahaha Siedzialam obok niej na takich dwoch lodkach- kowadlach co sie zatrzymuja jak jest sie do gory nogami. I jak tylko lodka ruszyla Olivia zamknela oczy i ja, oczywiscie pekajac ze smiechu krzyknelam: "otworz oczy!" a jak otworzyla to zaczela krzyczec i chlopak ktory siedzial przed nami sie odwrocil, spojrzal na nia i zapytal: "seriously?" hahahahha Pozniej chodzilismy miedzy swinkami, krowami, kozami (Courtney wziela sobie chyba za cel zyciowy poglaskanie kazdej zywego zwierzatka, wiec troche nam sie zeszlo). Poszlysmy tez do takiej hali gdzie sprzedawali wszystko! Maszyny do szycia, niebrudzace sie dywany, wanny, lakiery do paznokci, zbierali podpisy zeby poprzec Mitta Romneya w wyborach albo zeby poprzec zakaz aborcji... W sumie nie zrobilysmy wiele a bylysmy po tych 5 godzinach wymeczone jak nie wiem. O 17 przyjechala po mnie Isabel (co idzie na Princeton) i zabrala mnie na trening. Okazalo sie, ze jej rodzina przyjela Wloszke z Rzymu, Victorie, ktora jest florecistka. Bardzo dobrze sie z nia dogaduje, tylko mowi, ze szkoda jej, ze mieszka troche za Salem, bo jej rodzicow nie ma w domu bo pracuja a Isabel juz za tydzien wyjezdza do collegu i teraz nawet nie ma jak kogos poznac. Z treningu odebral mnie Mark i musielismy pojechac do jego kosciola zostawic przyczepe ktorej nie mogl miec, bo nie miala lampek, wiec w drodze do kosciola rozgladalismy sie czy przypadkiem policja nas nie sledzi. A w kosciele byla normalna hala sportowa i akurat trening mieli czarni! (a wlasnie! pytalam sie Janet i Marka jak to tutaj sie mowi na czarnoskorych i powiedzieli, ze po prostu "czarni". A ja czy to przypadkiem ich nie obraza w jakis sposob, na co oni mi odpowiedzieli, ze predzej dadza mi w twarz jak powiem na nich "afroamerykanin" i jeszcze dorzuca: "jaki afroamerykanin? nie widzisz ze jestem czarny?") To bylo takie super ogladac ich gre, mimo ze malo sie znam na koszykowce. Zdjecia ma mama Ashley i Courtney, wiec wstawie je jak tylko zdobede!

WTOREK - CZWARTEK, 28-30 sierpnia

W sumie codziennie bylo to samo. Rano budzila mnie Olivia, ktora zeby zejsc na dol z naszego pietrowego lozka musi skoczyc na moje. Pozniej ja szlam biegac, do poludnia obie cos robilysmy na komputerach, szlysmy na spacer albo ogladalysmy film, o 15 Olivia miala treningi cross country i nie bylo jej do 17, mnie ktos o 17 (zwykle Isabel z Victoria) podrzucal na trening, o 20 przyjezdzala Janet i w domu wszyscy jedlismy kolacje. Kazdego dnia prawie pokonywalam Isabel by w koncu przegrac z nia jednym czy dwoma punktami. Ale obiecalam jej, ze przed jej wyjazdem na Princeton pokonam ja. Wieczorem zwykle wchodzilysmy z Olivia do hot tube. Tak nam sie to spodobalo, bo to jacuzzi stoi pod taka altanka, w ktorej sa lampki choinkowe i jeszcze jak sie dobrze usiadzie to widac ksiezyc! Ok 21 Janet z Markiem ida spac ale raz ich dluzej przetrzymalysmy bo ogladalysmy ich album ze zdjeciami. Okazalo sie, ze Mark byl na World Trade Center ze swoim synem 2 dni przed 11 wrzesnia!

widok na Salem

joooga




trening footbolistów - w porównaniu z Amerykankami mężczyźni
naprawdę są dobrze zbudowani i wydaje się, że o to dbają

nowy torf w naszej szkole - mowią, że to jedyne czarne boisko w Stanach!

GO TITANS


PIATEK, 31 sierpnia

Okolo 15:30 jak tylko Janet wroci z pracy wyjezdzamy na camping nad ocean! Nie bedzie nas do poniedzialku, wiec we wtorek raniutko postaram sie opisac caly camping... A teraz musze leciec, bo zaraz Janet wraca :)